Gliwice
Arek Altschuler
Ponieważ był Żydem, na jesieni 1968 roku wyjechał z rodziną z Polski.
Grek Arek Arek Altschüler, przyjaciel z ogólniaka. Ponieważ był Żydem, na jesieni 1968 roku wyjechał z rodziną z Polski. Tuż przed wyjazdem, kiedy wszystko już było spakowane i opatrzone pieczęciami zezwalającymi na wywóz, uciekł na kilkanaście dni z domu, ukrywał się po znajomych. Chciał zostać w Polsce, w Gliwicach, które bardziej chyba niż dla Adama Zagajewskiego stały się jego drugim Lwowem.
Nauczył mnie sporo pięknych lwowskich wiązanek, które powtarzałem zachwyconemu - choć udającemu oburzenie - Ojcu, też lwowiakowi. Chodziłem z Arkiem do klubu TSKŻ na Rynku, gdzie ćwiczył i występował zespół Leszka Boducha. Niedługo potem w siedzibie Prezydium Miejskiej Rady Narodowej założyliśmy własny. Ćwiczyliśmy też w pokoiku na Placu Inwalidów Wojennych, a nawet w Ostrówkach, dokąd cała kapela zjechała dwoma autobusami na wakacyjne warsztaty. Podziwiam dziś odwagę Mamy, która wyraziła zgodę na takie szaleństwo. Kiedy później przyjeżdżałem do Ostrówek sam z Arkiem, Mama prosiła, żebym mówił na wsi że jest z pochodzenia Grekiem, co mogłoby od biedy tłumaczyć jego semicką urodę. Wiele kłótni wiązało się z tym, krzyczałem, że to podłe i tchórzliwe, Mama milczała ze smutkiem na twarzy.
Z tamtej przyjaźni zostało jedno nieostre zdjęcie i sporo zachowanych w pamięci obrazów. Wspólne granie sylwestrów gdzieś między Gliwicami i Zabrzem, chałtury w ZNTK na Robotniczej za mostem. Kolejne wakacje w Ostrówkach. Wspólna nauka przed maturą w gabinecie dentystycznym jego ojca na ulicy Karola Miarki. Ćwiczenie dowcipów sytuacyjnych. Badanie ironicznych możliwości języka.
Najlepiej zapamiętałem kupowanie, modnych wtedy, tyrolskich kapeluszy w Zabrzu. Kiedy włożyliśmy je, już na ulicy, na głowy i spojrzeliśmy na siebie, ogarnął nas szaleńczy śmiech, którego nie potrafiliśmy opanować w tramwaju aż do samych Gliwic. Żegnał się nie patrząc mi w oczy, mówił że jadą "do Stanów", miało to zapewne świadczyć raczej o jakimś triumfie, niż o wygnaniu. Dowiedziałem się potem, nie wiem już od kogo, że mieli wykupiony bilet do Danii.
Mimo kilkakrotnych prób nie odnalazłem żadnego śladu Arka. Odwiedzał mnie tylko w snach, on, jego siostra Lena, jego tata dentysta i jego mama, nauczycielka języka rosyjskiego w naszej szkole na Wróblewskiego, gdzie znalazłem kiedyś wyryty na ławce napis: Altschüler to stara żydowska kurwa.
Napisz komentarz
Pola oznaczone * muszą zostać wypełnione.

Komentarz:13 , sob czerwiec 04, 2011, 16:41:33

Komentarz:12 , czw styczeń 06, 2011, 18:08:06

Komentarz:11 , pią czerwiec 25, 2010, 12:10:55

Komentarz:10 , pią czerwiec 25, 2010, 11:20:21

Komentarz:9 , śro czerwiec 23, 2010, 11:30:53

Komentarz:8 , czw marzec 25, 2010, 12:37:12

Komentarz:7 , czw luty 25, 2010, 09:02:22

Komentarz:6 , pon luty 22, 2010, 08:28:42

Komentarz:5 , pon luty 22, 2010, 08:15:18
Komentarz:14 , wto czerwiec 07, 2011, 15:03:55