Szczecinek
Elżbieta Bogucka
Została mi po niej lampa.
W dzieciństwie miałem dwie przyszywane ciotki. Jedną polsko-czeskiego pochodzenia, ta żyje do dziś i nadal ja czasem widuję, drugą - Żydówkę. Podaję jej imię i nazwisko, które znam, ale chyba było to nazwisko okupacyjne, które jej zostało na dłużej.
Mieszkała przy ul. 9 Maja, niedalego pl. Wolności. Dorośli czasem rozmawiali o Żydach. Rozmowy nie były przeznaczone dla mnie, ale dzieci wszystko słyszą. Na szczęście nie mówili o Żydach ani o innych narodowościach źle, chociaż pojawiały się pewne stereotypy. Babcia wspominała kiedyś jak była przy załatwianiu jakichś spraw przez ciocię Elę w instytucji żydowskiej (mogło to być chyba w latach 40-tych lub 50-tych), gdzie podawała inne nazwisko, niż to, którym posługowała się na co dzień. Byłem też świadkiem sceny, która wzbudziła w rodzinie komentarze. Przyszliśmy do cioci w odwiedziny, a od niej wyszedł od razu sąsiad, rzucając coś w sensie, że potem porozmawiają jeszcze o swoich sprawach, oczywiście chodziło o sprawy żydowskie. Takie odcinanie innych od swoich spraw dawało do zrozumienia, że my jesteśmy pewnej sferze jej życia obcy, niektórzy poczuli się dotknięci. Ale czy ktoś z mojej rodziny umiałby z nią rozmawiać o tych sprawach?
Moja mama w czsie okupacji mieszkała w Warszawie przy Królewskiej, naprzeciwko Zachęty. Wspomina ukrywającego się w kamienicy lekarza Żyda, ale nie wspomina muru getta, który był przecież tak blisko. Przeżyła potem ewakuację przez Wolę, ale te doświadczenia wojenne mogły nie przystawać do doświadczeń cioci Eli, których już nie poznam.
Została mi po niej lampa. Kupiła nową i oddała mi starą. Używam jej do dziś.