Gal Hurvitz
Polska, niegdyś kolebka antysemityzmu, dziś zakochała się w Judaizmie.
Młodzi ludzie z Krakowa, Warszawy, Lublina i Gdańska uczą się jidysz, tańca Hora, jedzą siekaną wątróbkę i słuchają muzykę chasydzką. Synagogi są odbudowywane i wypełniają je zarówno Żydzi jak i Polacy.
Gal Hurvitz
(Przedruk oryginalnego artykułu do prasy izraelskiej, który ukazał się 22 lipca 2011 roku. Grzeczność autorki. Tłumaczenie Rafał Betlejewski)
Spowiedź: Wybacz mi, dziadku.
Mój dziadek przewraca się w grobie, widząc ten artykuł. W końcu, coż go łączy z tym żydowskim renesansem, który przetacza się przez Polskę dzisiaj? Był człowiekiem, który o Polakach wypowiadał się jak najgorzej, i zapewne byłby przerażony, słysząc że jego ukochana wnuczka odwiedziła Polskę już cztery razy w ciągu ostatniego roku. Kraj, który stał się największym cmentarzem żydowskim na świecie podczas II wojny światowej.
Co więcej, muszę przyznać, że byłam zachwycona. Polska, lub "Polanya", jak nazywamy ją w domu, dla mojego dziadka kraj przeklęty, stała się przytulnym i przyjaznym miejsce dla mnie. Ciągle na nowo wzruszają mnie spotkania z młodymi katolikami autentycznie zainteresowanymi żydowską kulturą, językiem, jedzeniem i muzyką. Jest dla mnie jasne, że część mojej osobowości jest pochowana w tym miejscu. Nie ma obozu zagłady, którego bym nie odwiedziła w zeszłym roku. Ale równocześnie moje serce przyciągała witalność i żywotność, które biją głęboko w nowej Polsce - Polske bezwstydnie zakochanej w Izraelu i judaizmie.
Objawienie: judaizm jest cool
Kieliszeczki żubrówki z sokiem jabłkowym, aromat pierogów ze śmietaną, przypominający o domu, unosi się nad stolikami w zatłoczonej restauracji Mandroga, znajdującej się w samym sercu Lublina. Chasydzka muzyka w tle. I mimo, że scenografia pasuje bardziej do grupy starych pacjentów domu opieki, to miejsce jest pełne młodych ludzi, którzy podskakują w rytm muzyki.
"Chcę mieć tego rodzaju muzykę na moim weselu," - mówi z uśmiechem na twarzy Teresa Klomowitcz, 29. Klomowitcz jest polską katoliczką, pracuje jako badacz historii i przewodnik wycieczek po muzeum na Majdanku. Swoją pracę magisterską napisała na temat "Pustka po polskich Żydach w Lublinie po wojnie". Kiedy opowiada o bieżących działaniach na rzecz wypełnienia próżni spowodowanej zniknięciem 3,5 miliona Żydów z Polski w trakcie sześciu lat przeklętej wojny światowej i w wyniku "ostatecznego rozwiązania", jest bardzo podekscytowana. "W Polsce nie ma już prawie żadnych Żydów. Ale ich obecność nadal się czuje. Jesteście jak duchy. Polska bez Żydów jest pustym krajem w moich oczach".
Restauracja w Lublinie jest tylko jednym z wielu prób nawiązania do historii w ostatnim czasie, skłaniających Polaków do odtwarzania utraconych tradycji żydowskich. Synagogi są ??odbudowywane i wypełnione zarówno przez Żydów jak i Polaków. Festiwale o tematyce żydowskiej przyciągają dziesiątki tysięcy lokalnych mieszkańców i gości z zagranicy. Biuro Kultury Polskiej i Instytut Adama Mickiewicza właśnie zakończyły rok poświęcony działaniom na styku Polska-Izrael. Obchody tego roku faktycznie trwały dwa lata.
Tymczasem izraelska artystka, Yael Bartana, obecnie reprezentuje Polskę na Biennale Sztuki Współczesnej w Wenecji.
To nie jest Polska jaką zapamiętał mój dziadek. Kraków, Wrocław, Warszawa, Lublin nie są już nudnymi miastami jakimi były w czasie wojny i komunizmu. Odkrywają siebie na nowo. Żywe, pełne turystów, szybko nadrabiają dystans do innych miast w Unii Europejskiej, do której Polska dołączyła w 2004 roku. Na każdym rogu znajdują się restauracje, galerie, kluby i bary. Są chwile, kiedy myślę, że Polacy mówią moim językiem, że rozumieją izraelski humor i nie boją się bezpośredniej krytyki, uszczypliwości, nawet jeśli są dosadne i do celu.
Kasia i Krzysztof Suszkiewiczowie, 26, goszczą mnie w swoim mieszkaniu w Krakowie. Są katolikami i są na oko bardzo polscy w swoich zwyczajach. Nie przeszkodziło im to spędzić miesiąc miodowy w Izraelu. Kasia jest w ciąży i urodzi córeczkę, która - jak mówią - została poczęta w Izraelu. ("Myślę, że stało się to w Jerozolimie").
"Dam jej na imię Helena," mówi Kasia. "Chwileczkę, a może Sarah Cohen," śmieje się, poklepując brzuszek i przemawiając do nienarodzonego dziecka w języku hebrajskim: "Poznaj Gal, Twoją jidisze ciotka". Kasia była w Izraelu już dwa razy i studiowała hebrajski w ulpan. "To jest język, którym staram się rozmawiać z moimi przyjaciółmi, studiującymi judaizm w Krakowie," mówi.
Tak, w tym samym Krakowie, który pozostaje miastem bez Żydów.
Odmiana: Fala, która przemywa Polskę
Na Kaziemerzu, w starej żydowskiej części Krakowa, Żydów już prawie nie ma. Ale to jedna z najpopularniejszych dzielnic miejskich w Polsce. Przejęli ją młodzi ludzie i teraz tętni życiem restauracji, pubów i modnych galerii. To tutaj od blisko dwudziestu lat odbywa się tradycyjny żydowski festiwal, z roku na rok popularniejszy.
W autobusie, który wiezie mnie na Kaziemerz, siadam obok polskiej dziewczyny i natychmiast odkrywam, że studiuje judaizm. "Mamy ponad 100 studentów na naszym wydziale, a większość z nas to katolicy. Identyfikujemy się z Wami, bo u nas, tak jak u Was, wszystko jest zmieszane razem: cierpienie, śmierć i bohaterstwo", mówi.
Dzisiaj ulice - niegdyś sztetle - są bardzo tłoczne. Pełno tu turystów i mieszkańców miasta. W Galerii Szalom można kupić prace Kadishmana, portrety olejne pianisty Artura Rubinsteina, dyrygenta Daniela Barenboima i innych. W księgarniach i sklepach muzycznych na ulicy Józefa widzę książki w języku jidysz, w hebrajskim i polskim. Zwraca uwagę polska wersja "Love and Darkness" Amosa Oza.
Kasia i Krzysztof czekają na mnie w kawiarni zwanej Heder, jednej z najmodniejszych w mieście. Ma urok francuskiej kawiarni, grają tu muzykę jazzową, klezmerską, czuję zapach czulentu, wątróbki siekanej i cymesu. Trzeba tu być w Szabat.
Nagle wpada Maciek Osika, 29, którego poznałam rok temu. Ma blond włosy do pasa, przebity kolczykiem nos i T-shirt z napisem po hebrajsku: "Made in Polska". Kiedy po raz pierwszy mi się przedstawił, powiedział: "Nazywają mnie Majek, dla Ciebie, jeśli wolisz, Mattityahu" i pocałował mnie w dłoń. "Jestem polskim patriotą", dodał. "Musisz wiedzieć, że Izraelczycy mają trzy piękne słowa, których źródło jest tutaj. To "bałagan", "proteksja", i "kombinacja". To pokazuje, jak wiele mamy wspólnego," mówi. "Poza tym, polskie dziewczyny są ładne, ale izraelskie są tysiąc razy ładniejsze," podsumowuje z przymrużeniem oka.
W barze Alchemia, także na Kaziemerzu, wódkę leją jak piwo, a muzyka, w tym piosenki Ofra Hazeh, jest ogłuszająca. Dziś są tańce do białego rana w rytm przerobionych na dyskotekowo pieśni w jidysz. Starszy facet, ktory siedzi na zewnątrz, stwierdza: "Bycie Żydem jest dziś modne. Ale to minie..."
Założyciel Festiwalu Kultury Żydowskiej w Krakowie, Janusz Makusz, nie zgadza się z tą opinią. "To dopiero początek," mówi. "Kiedy dotarłem do Krakowa w 1988 roku, zobaczyłem opuszczony Kaziemerz z dwoma synagogami i bez minjanu. (Minjan - to wymagana minimalna liczba 10 dorosłych Żydów, by odprawiać ceremonie.)
"Kiedy rozpoczynałem pierwszy festiwal, tylko niewielka liczba osób zgodziła się przyjechać. 20-25 osób, Żydzi i Polacy, siedzieli razem w małym, zgrzybiałym teatrze. Niektórzy ludzie nosili kippy, choć większość z nich nie było Żydami. Na następną edycję przybyły już setki ludzi, były prelekcje, otworzyliśmy reformowaną jesziwę, zrobiliśmy Kiddush z challot i świecami. To było niesamowite."
Renesans żydowskiej kultury nie ogranicza się do Krakowa. W Lublinie, gdzie narodziła się doktryna chasydyzmu, żydowski duch powrócił w miejske uliczki. W Warszawie ożywił się teatr żydowski. Światowej sławy reżyser, Krzysztof Warlikowski, wystawił Kruma, Hanocha Levina, który przyciągnął ogromne zainteresowanie. Tańce ludowe również stają się modne w stolicy: pewnej nocy spotykam Favela, który w podnieceniu mówi mi: "To wspaniałe, wczoraj dodaliśmy ponad 100 osób do naszego kółka".
Wyobrażenie: symboliczny powrót
Miłosna relacja pomiędzy Polską i judaizmem znajduje szeroki wyraz w kulturze i sztuce współczesnej. Okazuje się, że wielu artystów nie tylko dąży do zwrócenia kultury żydowskiej swoim miastom, ale także marzy o powrocie nas, Żydów - przynajmniej symbolicznie.
Artyści rozumieją, że ta fala pozytywnych emocji nie zmyje bólu odczuwanego przez ludzi takich jak mój ojciec czy dziadek, i nie zmieni bolesnej przeszłości w stosunkach między naszymi dwoma narodami. Izraelska artystka wideo, Yael Bartana, została wybrana w tym roku do reprezentowania Polski na Biennale Sztuki Współczesnej w Wenecji. Oprócz niezwykłości faktu, że Bartana jest pierwszą niepolską artystką reprezentującą Polskę na tej najważniejszej wystawie w świecie sztuki i pierwszą Żydówką nie reprezentującą Izraela, uderzające jest także to, że jej prace ukazują i analizują zmiany w stosunkach między Izraelem i Polską.
Na wystawie widzimy prace wideo i manifesty, w których Polacy wzywają Żydów do opuszczenia Izraela i powrotu do swych domów w Polsce. W jednym z filmów, Sławomir Sierakowski, 34, blady, chudy i malutki, stoi wewnątrz wielkiego i opuszczonego stadionu na przeciw 3000 pustych miejsc.
Sierakowski wzywa Żydów do powrotu a w jego przemówieniu jest coś ekstatycznego: "Żydzi, byli rolnicy, l u d z i e, czy nadal uważacie, że staruszka Polska, która leży pod kołdrą Rywki, nie chce was już więcej widzieć? Że was zapomniała? Mylicie się! Ona marzy o was każdej nocy, śni i trzęsie się ze strachu! Od tamtej nocy, gdy odszedłeś, a mama wyciągnęła rękę, by zabrać twój kocyk, ona ma koszmary, złe sny, i tylko wy możecie je odpędzić! Zbierzcie te 3 miliony Żydów, których Polska straciła, i ustawcie ich przy jej łóżku by koszmary minęły. Wracajcie do Polski, do swojego kraju!" [Tłumaczenie z języka angielskiego według relacji autorki artykułu - nie jest to oryginalny tekst wypowiadany przez Sierakowskiego w filmie - przyp. tłumacza]
Kontrowersyjna wystawa to tylko część większej całości, głównie wyobrażeniowej, wezwania do "żydowskiego renesansu w Polsce". Na biennale w Wenecji i w innych miejscach, zarówno w Polsce, jak i w Izraelu, artyści proszą o podpisanie petycji z żądaniem, by Żydzi wrócili do Polski. "Tęsknimy za Wami" powiedziała do mnie polska przyjaciółka, gdy poprosiła mnie o podpisanie.
To także motto Rafał Betlejewskiego, polskiego katolika i artysty z Warszawy. Na stronie internetowej tesknie.com publikuje swój projekt o nazwie "Tęsknię za Tobą, Żydzie". W jego ramach przemierza Polskę i w różnych miejscach - na ulicach, na wsiach - stawia puste krzesło, symbolizujące "utraconego Żyda" , prosząc przechodniów, by stanęli obok. "To jest puste krzesło, które reprezentuje Żyda, który nie jest już z nami", wyjaśnia mi. Nalega na formę pojedynczą "Żyd" nie "Żydów", gdyż jak oświadcza, "bo tęsknię za konkretnym Żydem, i chcę, aby ta tęsknota szła w kierunku indywidualnych osób, które się znało, lub o których się czytało i z którymi można się zidentyfikować. To prywatne wyznanie."
Tysiące ludzi już odwiedziło stronę tesknie.com, a "Tęsknię za Tobą, Żydzie" na fejsbuku ma ponad 7.000 członków. Większość komentarzy jest pozytywnych, aczkolwiek zdarzają się ostre reakcje.
Sam autor jest "zadowolony z tego, jak projekt się rozwija". Nie omieszkałam trochę go o to wypytać.
Gal: Co spowodowało, że zająłeś się projektem?
Betlejewski: Cała sprawa rozpoczęła się, od książki Jan Tomasz Gross "Sąsiedzi" [która opisuje mord dokonany na ludności żydowskiej w Jedwabnem, w Polsce, przez ich polskich sąsiadów - przyp. autorki]. Zdałem sobie sprawę, że polski system edukacyjny mnie okłamał i że w polskiej narracji czegoś brakuje. Zanim przeczytałem tę książkę, nie wiedziałem, że Polacy mogli mieć udziału w rzeziach. W świetle tych informacji, postanowiłem udać się w podróż."
Potępienie: Ofiary czy kaci
W tej podróży, o której wspomina Betlejewski, uczestniczy wielu Polaków, starając się pojednać z duchami przeszłości. Nawet ta fala entuzjazmu dla judaizmu, która przetacza się przez kraj, niezależnie od tego jak silna, nie może zmyć pamięci o brzydkiej przeszłości.
W Polsce istnieją dwa przeciwstawne opisy historii. Pierwszy to narracja przyjęta przez większość Polaków, w której zalicza się Polaków także do ofiar II Wojny Światowej i umniejsza ich odpowiedzialność jako aktywnych kolaborantów niemieckich. Drugi to próba otworzenia ran przeszłości i wyciągnięcia szkieletu z szafy.
Prawie wszyscy, z którymi rozmawiałam przygotowując ten artykuł, wskazywali więcej niż raz, że najwięcej tytułów Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata Yad Vashem przyznało właśnie Polakom. Kiedy opowiadam jednemu z nich, że mój dziadek zawsze mi powtarzał: "Polacy byli kolaborantami. Byli jeszcze gorsi niż naziści." mój rozmówca reaguje ze złością: "Nasz rząd uciekł z Polski i nie było ani jednej jednostki armii, która współpracowałaby z nazistami, więc jak można nazywać nas kolaborantami!?"
"Wiem, co Izraelczycy myślą o nas", inny przyjaciel mówi mi. "Widzą nas przez pryzmat obozów zagłady. Jesteśmy dla was "antysemitami", "mordercami" i "kolaborantami".
"Smuci mnie, że Izraelczycy są uczeni bać się nas," mówi Kasia, otwierając ranę, która sprawia Polakom najwięcej bólu w relacjach z Izraelem. Chodzi o wycieczki młodzieży, które odwiedzają obozy zagłady. Większość Polaków, z którymi rozmawiałam sądzi, że młodzież izraelska widzi Polskę jako muzeum śmierci i otrzymuje jednostronną wersję o Polakach biorących aktywny i chętny udział w prowadzeniu obozów zagłady. Kasia, która pracuje nad doktoratem o izraelskich delegacjach do Polski, próbuje odmalować obraz Polski jako miejsca bez antysemityzmu. "Popatrz, nie ma żadnych strażników w synagogach, tak jak to jest w całej Europie. Od kiedy tu mieszkam, czyli od lat, nic złego się tu nie wydarzyło".
Dr Anna Maria Orla-Bukowska, antropolog społeczny na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, dodaje: "Boli mnie, że piszecie o Polsce tylko w kontekście obozów zagłady. Trzeba pamiętać, że obozy były prowadzone przez Niemców. Niepokoi mnie, że w Ameryce i tam gdzie ty mieszkasz, jesteśmy postrzegani jako antysemici i "głupki". To błędne. Uważam, że to jest ważne, abyście poznać historię tego okresu z naszej strony. To jest dla mnie ważne. To jest ważne dla Polska i dla ciebie również."
"Jestem Polakiem", mówi Makosz, podsumowując zjawisko. "Wiem, że trzy i pół miliona ludzi, którzy żyli tutaj, nasi bracia i siostry, zostali zamordowani. Byli Polacy, którzy pomagali Niemcom, którzy byli informatorami. I nagle zostaliśmy tutaj bez Żydów. Czy uważasz, że sześć tragicznych lat spowodowanych przez Niemców powinno wymazać 800 lat wspólnego życia?"
Drugie podejście, odważnej konfrontacji z przeszłością, odbywa się pod przewodem Jana Grossa, pisarza. Polacy widzą w nim jedną z postaci najbardziej zasłużonych dla renesansu żydowskiej świadomości w Polsce. Dla innych jest on celem ostrej krytyki. Gross opublikował trzy książki, które wywołały burzę w jego kraju: "Sąsiedzi", gdzie opisał rzeź przeprowadzoną przez Polaków na Żydach w Jedwabnem w 1941 roku, "Strach. Antysemityzm w Polsce tuż po wojnie. Historia moralnej zapaści ", która opisuje mordy na Żydach po wojnie w 1946 roku, i ostatnio "Złote żniwa", która jest szeroko dyskutowana i przypomina o wieloletnim procederze rozkradania grobów żydowskich w Treblince.
"To prawda, było wielu dobrych Polaków i wiele książek i opowiadań zostało o nich napisanych" mówi mi Gross. "Znam też historie takich, którzy po dziś dzień nie przyznają się, że ratowali Żydów, ponieważ wciąż boją się to wyznać. Ja piszę o tym, co nie było poddane dyskusji i nie zostało wypowiedziane. Nie mam wątpliwości, że dzięki moim książkom, jest coraz więcej Polaków, którzy są gotowi do skonfrontowania się z przeszłością i chcą pogodzić się z prawdą i z Żydami".
Teresa Klomowitcz, przewodniczka po Majdanku i naukowiec, zgadza się z tym podejściem. Podsumowuje szczerze:
"Jestem pewna, że w imię pojednania trzeba poznać prawdę o wojnie, nawet tę najtrudniejszą. Aczkolwiek nie mam pojęcia jak możemy się dziś pojednać w imieniu naszych nieżyjących już dziadków."
Ekspresja: nowi Żydzi
Olga Karnes, która ma siedemnaście lat i Ana Golińska, osiemnastolatka, są wolontariuszkami w krakowskim Centrum Społeczności Żydowskiej (JCC). "Wiele osób zgłasza się tu do letniej pracy na ochotnika", mówią. W domu Ani rozmawia się o ich żydowskich korzeniach. "Mimo, że jesteśmy gorliwymi Polakami, wiedziałam, że trochę Żydów pozostało w Polsce i marzyłam o spotkaniu ich." wyznaje Olga i mówi, że w Krakowie są rodziny ciągle ukrywające swoje żydowskie pochodzenie, "bo to trochę taki coming out".
"Są tacy, którzy nie mają odwagi się przyznać, i tacy, którzy na siłę szukają swoich żydowskich korzeni. Ostatnio słyszałam o kobiecie, która dopiero w wieku dziewięćdziesięciu lat wyznała wnuczce, że jest Żydówką. Inna dziewczyna w CSŻ mówi: "Moja babcia nie chce się przyznać."
Pytam: "Może ona po prostu nie jest Żydówką."
"Ależ jest!", dziewczyna odpowiada. "Badałam historię naszej rodziny, ale ona wciąż jest w traumie antysemityzmu, który tu kiedyś mieliśmy, wojny i komunizmu. Babcia twierdzi, że bycie Żydem oznacza kłopoty. Zważ na jej wiek..."
Wszyscy oni tu zapewniają, że Żyd nie jest już słowem pejoratywnym w Polsce. "Jest wręcz przeciwnie," stwierdzają Mateusz i Ishabel, dwoje młodych Polaków, którzy odkryli ostatnio przeszłość swoich. Mateusz nawet wyznaje, że został obrzezany i że bierze aktywny udział w odradzającym się żydowskim życiu w Krakowie.
Jonathan Ornstein, szef CSŻ i amerykański Żyd, który wyemigrował do Izraela, służył w armii izraelskiej, ale mieszka w Polska przez ostatnie 10 lat stwierdza: "To jest odrodzenie tutaj. Są rodziny, które zmieniły nazwiska, żyły pod przykrywką chrześcijaństwa i teraz wracają do nas! To niesamowite i ekscytujące. Czegoś takiego nie zobaczysz nigdzie indziej w Europie. "Antysemityzm jest na całym świecie, ale w Polsce pojawia się coraz rzadziej. Obiektywnie rzecz biorąc, Polska była krajem, gdzie mieszkało najwięcej Żydów. Większość z nich zamordowano, a następnie przez prawie 40 lat nie wolno było o tym mówić. Dziś Polacy chcą wiedzieć, co się stało z tymi, którzy byli nieodłączną częścią ich kraju.
"Żydzi i Izraelczycy muszą być mądrzy i muszą umieć dostrzec, gdzie nasza sytuacja jako Żydów jest najlepsza. W Polsce roku 2011 dobrze jest być Żydem. Byłoby niekorzystne dla nas żebyśmy nadal wierzyli, że tylko Skandynawowie nam pomagali i nie rozumieli, że sytuacja się zmieniła.
Judaizm musi przystosowywać się do zmian. Ocknij się i zobacz, co dzieje się dziś w Polsce. To centrum żydowskie. Zaprawdę, nowe pokolenie nie ssie antysemityzmu z mlekiem matki".
Podczas naszej rozmowy do pokoju wchodzi młoda Kobieta. Słyszy, co szef CSŻ ma do powiedzenia. To Barbara Czachowska. Ma 26 lat. Opowiada taką historię: "To jest kwestia tożsamości dla mnie. Nie dawno odkryłem, że moja babcia była Żydówką. To się stało w Wielkanoc. Krewna z Cambridge, który była u nas wtedy, zobaczył moją matkę i mnie ubierające się do kościoła. Zapytała, gdzie idziemy i wyglądała na zaskoczoną, kiedy powiedziałam jej, co wydawało się oczywiste - że jedziemy do kościoła."
"Czy nadal chodzisz do kościoła?" pytam.
"To był nasz zwyczaj od lat. Ciężko tak po prostu przestać, na pewno nie w jeden dzień," wyjaśnia. "Ale myślę, o tym, żeby przestać i zacząć chodzić do synagogi".
Podczas poprzedniej wizyty, około rok temu, poznałam Piotra Mirskiego, trzydziestolatka o klasycznych słowiańskich rysach. Przedstawił się, mówiąc: "Jestem Piotr Menachem Mirski, chcę stać się Żydem". Myślałam, że żartuje.
Spotykamy się ponownie dwa tygodnie temu. Dziś Piotr Mirski przestrzega micwy, koszeru, szabatu i świąt. "Na początku ludzie myśleli, że oszalałem, ale dziś potrafią to zaakceptować," mówi. "Zaczęło się od muzyki żydowskiej. W domu nie mieliśmy zbyt przyjaznego nastawienia do Żydów, wręcz przeciwnie. Niektórzy członkowie rodziny byli antysemitami i nie mówili o naszych korzeniach, a te w części mogą być żydowskie. Kilka lat temu usłyszałem dźwięki muzyki żydowskiej i stanąłem jak zahipnotyzowany. Zakochałem się w jej energii i poczułem mocną duchową łączność z tą muzyką. Sam nie wiem dlaczego."
Piotr, który jak przystało na polskiego Żyda kocha karpia, poddał się nawet obrzezaniu. "Duch żydowski, którego czuje się w tym miejscu w ostatnim czasie ułatwił mi cały proces", mówi, "ale nadal są krewni, którym nie powiedziałem."
Zjednoczenie: "Lecha Dodi"
Ostatnią wizytę w Polsce zakończyłam na modlitwie szabatowej w Muzeum Żydowskim w Krakowie. Kierownik muzeum, Jakub Nowakowski, stuprocentowy Polak, stał dumnie i spoglądał na rabinkę synagogi reformowanej, Tanię Segal, która śpiewała dla kilkudziesięciu Polaków, Żydów i nie-Żydów.
Chłopak, siedzący obok mnie, przekręcił "Lecha Dodi" (Przyjdź, mój ukochany) na "Eicha Dodi" (Gdzie jesteś, mój ukochany). Dla nie nie zabrzmiało to jak fonetyczny błąd, ale raczej poetycki wyraz tego, co czuł w swoim sercu.
Komentarz:1 , wto sierpień 09, 2011, 16:57:35