Zamość

Moja Babcia Wanda umarła w 1978 roku. Niedawno dostałam jej wspomnienia.

***

Październik 1942 ZABAWY KULTURTRAGERÓW W ZAMOŚCIU

"Podobno niektórzy już widzieli te makabryczne zabawy gestapowców, inni tylko słyszeli, ale wszyscy oni twierdzili, ze poprzedzały one zawsze nieszczęścia. Byli i tacy którzy do tych ponurych wieści odnosili się z pewnym niedowierzaniem, bo czyżby "oni" chcieli robić z siebie takie widowisko, taką maskaradę, takie zgorszenie?

Str.1/10. (---) Str.3. Przyspieszyłam kroku. Nie uszłam jednak daleko gdy posłyszałam krzyki, stukot kopyt końskich, śpiew i przekleństwa nie tylko w języku niemieckim, ale i w polskim. Wyjechali na ulicę Lwowską. Czarną kawalkadę otwierał jeździec na czarnym koniu. Był to słynny z okrucieństwa gestapowiec Klem, na ramionach miał zarzuconą czarną pelerynę, w lewej ręce trzymał lejce i pejcz, w prawej rewolwer. Za nim jechała bryczka, zaprzężona w dwa kare konie. Na przednim siedzeniu kulił się jakiś stwór ludzki, odziany w chałat, na głowie miał głęboko wciśnięty cylinder. Na tylnym siedzeniu półleżąc jakiś gestapowiec ubrany w czarny ornat, opierał nogi o plecy woźnicy, wybijał na nich gwizdaną melodię. Po obu jego stronach siedziały dwa wilczury. Na karkach psów czerniły się ogromne kokardy. Potem jechał wolno brek, zaprzężony w czwórkę czarnych koni okrytych w czarne kapy zakładu pogrzebowego. Na dwóch podłużnych ławkach siedziało ich sześciu. Trzech gestapowców w mundurach znałam. Byli to: Scharlotzki, który w ubiegłym roku aresztował w Udryczach nauczycielkę Adelę Bakuniak, drugi Traunwein, trzeci Engels - obaj znani ze specjalnego znęcania się nad aresztowanymi. Trzech ubranych po cywilnemu (w czarnych ubraniach) nie rozpoznałam, gdyż zwróceni byli plecami do chodnika po którym szłam.

U nóg tych morderców tkwiły trzy postacie kobiece. Dwie z nich poznałam. Były to moje dawne uczennice szkoły podstawowej Nr3 w Zamościu. Pierwsza z nich Grażynka Kierszniewska, córka kapitana 9 pułku piechoty w Zamościu. Ojciec jej podobno zginął na froncie w 1939r. Druga Sonia (nazwiska nie pamiętam) córka krawca Żyda. Trzeciej twarzy nie widziałam. Miałam ( to jest literówka mojej babci-napisała "miałam") ją zakrytą rękami. Dziewczęta mnie nie poznały. Jakiś straszny grymas w pół płaczu, w pół uśmiechu był ich powitaniem. Przerażenie i rozpacz ścisnęły mi gardło, zdławiony jęk zamykał świadomość nieuniknionej, strasznej hańby i śmierci tych naszych dziewcząt. Z następnej bryczki rozlegały się wrzaski pijackie, krzyki, potem orkiestra. Słyszałam to, ale przez łzawą mgłę nie słyszałam szczegółów. Nagle nad moją głową przeleciała butelka i rozprysła się na chodniku."

***

Na Roztoczu do dziś krąży wśród ludzi czarna legenda, jest w niej czarna kareta i straszny stangret. Słyszałam tę opowieść o czarnej karecie w połowie lat 90. Babcia nigdy mi tej historii nie opowiadała, kiedy umarła miałam siedem lat. Ale w Warszawie mieszkała na Dzielnej i zawsze kiedy razem chodziłyśmy na spacer pokazywała mi gdzie było Getto i zawsze miała łzy w oczach.

- wspomnienia Babci dodała Kaja Prusinowska dd.Dybowska


Autor: Wanda Dybowska dd.Nowicka


Napisz komentarz

Pola oznaczone * muszą zostać wypełnione.