Biecz

Mienie pożydowskie. Z takiej puli przydzielono mojemu Dziadkowi dom po wojnie. Na framudze drzwi wejściowych ślad po mezuzie ."Szma Israel, Adonaj Eloheinu, Adonaj Ehad..." Dach werandy miał niespotykany detal: był otwierany - tak przynajmniej wyglądał, a Mama tłumaczyła to właśnie zamieszkiwaniem tu Żydów, którzy musieli otwierać dach w jakieś ich święto. Ale nigdzie nie znalazłam potwierdzenia tej informacji. Skąd Mama ją miała? Na rozległym strychu znaleźć można było tajemnicze rzeczy. Coś jakby bączek do zabawy. To drejdl. "Wielki cud zdarzył się tam" To wiem z książek Singera. Kawałek bardzo zdobionej jakby lampy: jakieś lwy, jelenie, ptaki..... Bo to lampka chanukowa. I stara, zjedzona przez kołatka deska z maszyny do szycia: dopiero, gdy miałam zamiar wrzucić ją do ogniska zobaczyłam, że dookoła brzegu ma ornament wycięty z forniru, złożony - ni mniej ni więcej jak właśnie z maleńkich gwiazd Dawida. Dom miał w sobie jakąś ciężką aurę, której echa odnajdywałam na kartach książek wspomnianego już Singera. Czytając jego powieści przeżywałam swoiste deja vu. Z mojego domu. Z Mamą w roli głównej. Żydowskie rysy. Ciemna natura, cokolwiek miałoby to znaczyć. Chociaż Jej nazwisko panieńskie herbowe jest [ znalazłam]]. Tata zresztą też miał w sobie jakiś mrok żydowski [cokolwiek miałoby to znaczyć ,cha cha]] A ja? A Siostry? Byłybyśmy inne mieszkając gdzieś indziej? Wpływ zostawionej przez Żydów w tym domu energii? Coś w tym jest.....

 

 

 


Autor: Velato


Napisz komentarz

Pola oznaczone * muszą zostać wypełnione.