Białystok

Urodziłem się w roku 1975. Mogę powiedzieć o sobie, że należę do pierwszego od ponad trzech wieków pokolenia białostoczan, żyjących w mieście, w którym nie ma już Żydów. Po wojnie, do fali zajść antysemickich w roku 1968, żyło jeszcze w Białymstoku kilka tysięcy Żydów. Po roku 1968 żydowska społeczność miasta praktycznie przestała istnieć. Pokolenie moich rodziców miało codzienną styczność z Żydami. W klasie mojej mamy było kilkoro dzieci o, najczęściej, niemiecko brzmiących nazwiskach i dziwnych imionach.

Mama miała koleżankę Esterkę, która swoje długie, czarne włosy splatała w dwa piękne warkocze. Przychodził po nią do szkoły jej ojciec, kulawy szewc, za którym biegały chrześcijańskie dzieci krzycząc: "Chackiel, Chackiel, kiedy Mesjasz się narodzi!"

Na studiach mama miała chłopaka, Marka, studenta polonistyki, którego ojciec był Żydem, a matka chrześcijanką. Marek, wraz z rodziną wyjechał w roku 1968 do Skandynawii i tam przez długi czas działał (i nadal działa) w Kongresie Polaków w Szwecji. Mama z rodzicami mieszkała na Chanajkach, przy ulicy Młynowej 23, w domu, w którym przed wojną była żydowska fabryka gwoździ. Stamtąd miała już tylko krok na żydowski cmentarz, dziś nieistniejący, na którym "władza ludowa" ulokowała targowisko miejskie.

Mama czasem wspomina, jak jako dziecko bawiła się na nagrobkach "w konia". Betonowy postument był grzbietem, a macewa - głową. Później, gdy cmentarz zlikwidowano, na bazarze można było spotkać starego Żyda, który sprzedawał "kaaalichlorek, terrrrrpentynę".

Mój ojciec urodził się w Wołożynie, miasteczku ma terenie dzisiejszej Białorusi. Z Wołożyna pochodzi słynny ortodoksyjny rabin Chaim Wołożyński oraz laureat pokojowej nagrody Nobla, prezydent i premier Izraela, Szymon Peres. Moja babcia, mama taty, pamięta małego Szmulka Perskiego, który przez pewien czas mieszkał z rodzicami po sąsiedzku. Moi dziadkowie żyli w Polsce przedwojennej. Ich opowieści o tamtych czasach były dla mnie, dziecka i cierpliwego słuchacza, co najmniej tak egzotyczne jak opisy polowań na afrykańskie lwy.

Białystok był zupełnie innym miastem, zamieszkanym przez ludzi innych niż dzisiaj narodowości i wyznań. Dziadek pracował jako woźny w żydowskiej szkole rzemieślniczej przy ulicy Lipowej 41D. Babcia pracowała jako służąca bogatej żydowskiej rodziny, zaś w soboty, w kilku żydowskich domach wynajmowano ją jako "szabes goja" - kogoś, kto rozpali w piecu, ugotuje obiad tak, by pobożni Żydzi mogli nie pracować w Szabas. Oboje, babcia i dziadek umieli mówić w języku jidysz.

Dziadkowie byli świadkami zagłady białostockich Żydów. Kiedy w czerwcu 1941 roku Niemcy wkroczyli do miasta, urządzili łapankę. Schwytanych Żydów zamknęli w budynku Wielkiej Synagogi, podłożyli ogień i wrzucili do wnętrza granaty. Dziadek obserwował pożar z dachu domu przy ulicy Wiatrakowej. Podobno aż stamtąd, czyli z dzisiejszego Antoniuka słychać było krzyki ludzi palonych żywcem. Dziadek od strony ojca był nauczycielem. Zmarł, kiedy miałem cztery lata, ale zostawił po sobie pamiętnik. Opisał w nim dokładnie swoje losy, szczególnie przebieg kariery zawodowej. Tekst jest uzupełniony wieloma fotografiami.

Kilka lat temu czytałem po raz kolejny jego pamiętnik, tym razem próbując odszukać jakichś informacji na temat Żydów. Na każdym z przedwojennych zdjęć klasowych widać twarze, które mogłyby być twarzami dzieci żydowskich. Jednak w tekście nie ma o nich ani słowa. O Żydach jest właściwie tylko jeden fragment, za to bardzo wymowny. Dziadek podaje nazwiska nauczycieli: religii katolickiej uczył ksiądz X, prawosławnej ksiądz Y, zaś żydowskiej jakiś (podkreślenie moje) rabin.

O żydowskiej przeszłości Białegostoku, o tym, że było to do wojny jedno z najważniejszych żydowskich miast Europy dowiedziałem się późno, bo w liceum. Wiedza ta nie była mi nigdy podana w formie systematycznego wykładu. W szkole podstawowej (w czasach schyłkowego PRL-u) w podręcznikach historii niewiele miejsca poświęcono Żydom i wspólnej, polsko-żydowskiej przeszłości (również przeszłości lokalnej). Moje poznawanie tej przeszłości przypominało raczej układanie puzzli. Najpierw składałem ten obraz ze strzępków opowieści rodziców i dziadków, później już z własnych poszukiwań w bibliotekach, i wreszcie na koniec dzięki samodzielnym "odkryciom w terenie". Na obraz składały się czasem drobiazgi: raz była to pieczątka żydowskiej biblioteki w kupionej w antykwariacie książce, czasem ślad po mezuzie na drzwiach starej kamienicy, innym razem znaleziony pośród kamieni brukowych fragment nagrobka z hebrajskimi literami. Czasami zastanawiam się, co by było, gdyby nie wydarzyła się II wojna światowa, gdyby nie było Zagłady, gdyby nigdy nie doszło do haniebnych wydarzeń roku 1968. Jak wyglądałby współczesny Białystok, w którym największą "mniejszością" byliby Żydzi? Kim byłbym ja sam? Czy wiedziałbym jak nazywa się rabin, uczący religii w mojej szkole? Czy znałbym jidysz? Czy miałbym odwagę bronić przed chuliganami Chackiela i jego Esterkę?

Niestety, nigdy się tego nie dowiem...

 


Autor: Radosław Poczykowski


Napisz komentarz

Pola oznaczone * muszą zostać wypełnione.


 
Luiza Kobeszko
Comment
Re:
Komentarz:6 , czw czerwiec 14, 2012, 07:42:53
...jak miło znaleźć ślad po tych, których już nie ma wśród nas...czytałam to co napisał Radek i myślałam jak ładne napisany post...dopiero później przeczytałam, kto był jego autorem...jaka szkoda, że nie ma Cię już wśród nas Radku...nie będzie już więcej Twoich opowieści...
Andrzej Rusewicz
Comment
Prośba o zdjęcia z cmentarz
Komentarz:5 , nie kwiecień 25, 2010, 07:18:01
Panie Radku, wspomniał Pan cmentarz przy Bema. O ile wiem, nagrobki z tego cmentarza przeniesiono na cmentarz żydowski za cmentarzem farnym. Od dawna obiecuję sobie, że wybiorę się tam, aby zrobić parę zdjęć i opublikować je na tej stronie. Niestety nie mieszkam w Białymstoku i mój przyjazd odwleka się bezterminowo. Może znalazłby Pan chwilę czasu, aby się tam wybrać i zrobić parę zdjęć? Zdaję sobie sprawę z tego, że to dość dziwna prośba, ale po przeczytaniu Pan opowieści, zdecydowałem, że jednak zwrócę się z nią do Pana.
Andrzej Rusewicz
Comment
Do anonimowego
Komentarz:4 , nie kwiecień 25, 2010, 07:11:44
Właśnie zauważyłem komentarz "anonimowego". Uważam, że nie należy usuwać takich komentarzy. Niech zostaną. W końcu dają oblicze prawdy.
Wszyscy wiemy, że tacy ludzie są. Co mnie podnosi na duchu to to, że ci co tęsknią, mają odwagę podpisać się imieniem i nazwiskiem. A tacy jak ten kto tu napisał, że "nikt nie tęsknie", takiej odwagi jak widać nie ma. To jednak chyba postęp, że na obelgi stać już teraz tylko tchórzy.

A teraz słówko do pana, panie "anonimowy", nie mam wątpliwości, że PAN nie tęskni, ale jak widać są tacy, co tęsknią. A więc nie NIKT.
Andrzej Rusewicz
Comment
Proszę o więcej
Komentarz:3 , nie kwiecień 25, 2010, 07:01:08
Bardzo piękny post. Podoba mi się, jak Pan pisze. A może mógłby Pan rozwinąc jeden z wątków. Może jakieś wspomnianie dziadka?
Anonymous
Comment
Re:
Komentarz:2 , sob marzec 13, 2010, 19:40:22
idźcie do diabła, nikt za wami nie tęskni.

co bałdałej usuwamy nie prawomyślne komenty, usuwamy!!
Jolanta Wardach
Comment
zapomniałam dodać pewien epizod....
Komentarz:1 , wto luty 16, 2010, 07:15:56
Mieszkałam na Antoniuku w kamienicy, był rok 1990 może 1991, na nasze podwórko przyszedł / widać rolnik, w gumiakach, ../ przyglądał się obok podobnej kamienicy, gdzie mieszkała właścicielka Żydówka z mężem katolikiem, ten rolnik to brat męża pani D. Mąż zmarł dużo wcześniej przed panią D., dzieci nie mieli, posiadłość spora.Na starsze lata pani D. wymagała opieki, zajęła się nią jej narzucona przez komunę lokatorka.Po kilku miesiącach pani D. zmarła ,,,, wszystko co posiadała przepisała opiekunce.Ten ów rolnik przyszedł po majątek, ale wcześniej brata wyrzekł się,,,, bo ożenił się z Żydówką.Przegoniliśmy z sąsiadami go z podwórka, dociekał , ale majątku nie odzyskał, tym bardziej, że był chciwy, ale nie zajął się bratową w potrzebie.Rzecz działa się nie tak dawno.Posiadłość pani D. poszła w kolejne ręce.