Tarnów

Tarnowska krawcowa

Należę do pokolenia powojennego i niestety nie znam świata żydowskiego, tego specyficznego klimatu, atmosfery stedtl, biednych krętych uliczek, targowisk, świąt żydowskich, jidisch, jedynego w swoim rodzaju humoru żydowskiego. Sądzę, że te nasze pokolenia są przez ten zatracony świat bardzo ubogie, nie było nam dane żyć wspólnie z sąsiadami o innej religii, tradycjach, obyczajach, poznawać się nawzajem, przenikać i uczyć. Z dzieciństwa pamiętam jakieś skrawki, okruchy świata żydowskiego, bo mieszkałam parę lat w latach 60-tych z rodzicami w Tarnowie, gdzie do wojny, od wieków, istniała wielka gmina żydowska, tak bestialsko, chyba najbardziej okrutnie wymordowana.

Moja mama będąc wielką elegantką, miała swoją krawcową, jak to wówczas często bywało. Chodziłyśmy razem na przymiarki do starszej, uroczej Pani, do domku przy małej, krętej uliczce za cmentarzem tarnowskim. Lubiłam tam bywać, bo oprócz nowych kreacji, dostawałam różnokolorowe ścinki, szmatki, tak przydatne dla moich lalek, poza tym nasza krawcowa miała dwie piękne dorosłe córki, o niezwykłej, południowej urodzie, a ja 5-letnia blondynka, marzyłam aby, gdy dorosnę, wyglądać jak one, uważałam je wszystkie za szczyt piękności i elegancji. Pewnego dnia usłyszałam, jak moja mama mówiła do swojej koleżanki, że musi poszukać sobie nowej krawcowej, bo jej Pani Anda wyjechała z córkami do Izraela. Do dziś pamiętam ten smutek, żal, który mnie wówczas ogarnął. Nie będzie więc kolorowych szmatek, pięknych córek, spaceru przez cmentarz do małego drewnianego domku na końcu świata. Dziś oglądam stare zdjęcia gdzie mama i ja pięknie prezentujemy się w sukienkach, płaszczykach i kostiumach Pani Andy, wówczas ją wspominamy, bo zapewne ani jej ani córek, nie ma już w naszym świecie.

 


Autor: Grażyna Corr


Napisz komentarz

Pola oznaczone * muszą zostać wypełnione.


 
Robert Jewuła
Comment
Tarnów, Tarnów
Komentarz:2 , sob wrzesień 22, 2012, 09:40:34
W zbiorze przedwojennych anegdot żydowskich znalazłem jedną, która odnosiła się do Tarnowa: "Tarnów, to miasto, gdzie 50% mieszkańców to Żydzi a drugie 50% to Żydówki". Urodziłem się w Tarnowie po wojnie. Dzieciństwo spędziłem na ulicy będącej, kiedyś, częścią tarnowskiego getta. Całe dzieciństwo graliśmy w piłkę, puszczaliśmy latawce, bawiliśmy się w wojnę oczywiście, pod rozsypującymi się murami tarnowskiego kirkutu. Pamiętam tę niesamowitą atmosferę tajemniczości i podskórnego strachu, towarzyszącego naszym dziecięcym zabawom w poszukiwanie skarbów na zapuszczonym wówczas jeszcze cmentarzu. Ciekawość pchała nas w gąszcz grobów, zarosłych tunelem splątanej roślinności alejek, gdzie straszyły duchy i szabrownicy odzierający z marmuru zapadające się mogiły. Nam dzieciom, strach nie pozwalał nawet grzebać patykiem, zresztą historie o hienach cmentarnych i ścigających ich duchach stanowiły pewnie, część legendy tego miejsca. Kiedy dorosłem i uczyłem się jeździć motorem na łące przycmentarnej wiedziałem już dużo o Żydach, wojnie i odpowiedzialności. Bolałem, że cmentarz znika z powierzchni ziemi, zapadając się powoli acz ustawicznie pod rozrastającą się kopułą nienasyconej zieleni. Jego los wydawał się przesądzony i tak jak wszystko co nie pasowało do optymistycznych czasów gierkowszczyzny i ten "relikt minionej przeszłości" popadnie ostatecznie w kompletne zapomnienie. Mówiono nawet, że kirkut zostanie zlikwidowany, bo nikogo tu od lat już nie pochowano -w czasach wszechobecnego deficytu zabrakło też Żydów. Mówiono też, iż w wielkich planach partii na następne 20 PRL, wytyczoną przez cmentarz dwupasmową drogę, która połączy Warszawę z Krynicą... Szczęście w nieszczęściu kryzys lat osiemdziesiątych pogrzebał, że tak powiem, te barbarzyńskie plany. Kiedy wyjechałem na dobre z Tarnowa, zaczął mi się śnić cmentarz żydowski, nie ten zielony, marmurowo-granitowy ale ten tajemny, ukryty. Znowu chodziłem tunelami, tyle że podziemnymi. Tym razem gęstą plątaninę roślinności tworzyły ich korzenie, przez które przedzierałem się z trudnością, jak kiedyś w dzieciństwie, ale teraz już bez strachu. Moje sny były podobne do obrazów filmowych Wojciecha Hasa, pełne humoru, czasem grozy -ale zawsze szalenie ekscytujące. Kiedy po latach spotykałem na swej drodze Żydów, zawsze myślałem o "naszym" cmentarzu i myślałem: szkoda, ze nie może, ot tak po prostu ożyć.
betlej
Comment
Tarnów
Komentarz:1 , śro luty 03, 2010, 14:21:08
Piękne wspomnienie. Może ma pani któreś z tych zdjęć, o których Pani wspomina? Aż chciałoby się obejrzeć...